Artykuły
Kategorie

Ruś osiadła w dolinie górnej Łyny, pomiędzy zalesionymi wzniesieniami, przypomina zagubione wsie w górach. Stojące obok siebie domy są jakby przylepione do stromej skarpy. Przez to zwykło się nazywać tę okolicę Szwajcarią Warmińską lub też po prostu Wschodniopruską.

 

Takie wrażenie musi odnieść każdy, kto choćby raz tam zawitał. Lokalizacją Rusi zachwycali się podróżni w różnym czasie. Przed blisko 150 laty nieznany autor cyklu artykułów z wędrówek po południowej Warmii, drukowanych w Königsberger Hartugsche Zeitung zwracał uwagę na czystość obejść i gospody, a hrabina Marion Dönhoff jak we wrześniu 1941 roku ze swą szwagierką Süssi Lehndorff, konno zmierzając z Olsztyna do Sztynortu, podziwiała jesienny krajobraz. Władysław Ogrodziński nazwał Ruś perłą wsi warmińskich. Po latach zostały tu te same kolory, ale zniknęły prawie drewniane zabudowania. Na ich miejscu pojawiły się murowane domy. Teraz tutaj w większości mieszkają olsztynianie.

1

Historia Rusi sięga połowy XIV wieku. Wtedy w zakolu rzeki, podobnie jak w Ząbiu nad Jeziorem Plusznym i Purdce, Kapituła Warmińska osadziła pięciu pruskich bartników o chrześcijańskich imionach: Jerzego, Michała, Mikołaja, Ludwika i Piotra. Każdemu nadano po trzy włóki ziemi (1 włóka – 16,8 ha) na prawie pruskim z obowiązkami opieki nad pasiekami pszczół w dzisiejszych lasach Łańskich i Ramuckich. Trzeba przyjąć, że akt lokacyjny wsi z 26 stycznia 1374 roku potwierdzał to, co już wcześniej obowiązywało, a więc każdy z pruskich bartników, którzy byli dość biegli w swoim zawodzie, mieli dwie trzecie zebranego miodu i wosku (bądź równowartość tego) dostarczyć kapitule, a jedną trzecią pozostawić sobie. Za każdą nowo założoną pasiekę zaś Kapituła zobowiązała się wypłacać im dodatkowo po szylingu lub 12 fenigów. Ziemia natomiast nie była obłożona innymi obciążeniami. W wypadku niemożności zebrania miodu i wosku właściciele pięciu majątków zobowiązani byli do wystawienia w czasie wojny razem trzech lekkich jeźdźców oraz musieli brać udział w pracach przy budowie zamków i fortyfikacji. Takie powinności określał akt lokacyjny.

Odmienne są opinie historyków niemieckich jeśli chodzi o nazwę Rusi. Hans Schmauch sugerował, że trzeba ją łączyć z Białorusinami, którzy mieli tam rzekomo się osiedlić, podobnie jak w Ruszajnach (po niemiecku: Reuschhagen) koło Barczewa oraz majątek Reussen pod Dzierzgoniem, gdzie komtur Luther z Brunszweigu jeszcze w 1324 roku osadził czterech Rusinow. Schmauch nie podał przy tym żadnych dodatkowych informacji o rzekomo przybyłych tu pod Olsztyn Rusinach. Anneliese Triller w krótkiej monografii o parafii w Bartagu napisała, że niemiecka nazwa wsi, a więc Reussen trzeba wiązać z wywodzącym się z drugiego członu niemieckiego określenia więcierza; Fischreuse. Miejscowi mieszkańcy zajmowali się przecież połowem ryb w Łynie i pobliskich jeziorach. Z kolei Anna Pospiszylowa sugeruje pochodzenie od pnia litewskiego rušitě „ciec” oraz pruskiego określenia, związanego z wodą Rusele, Russe. Na gruncie polskim jednak zawsze nazwa wsi była identyfikowana z państwem Ruś, zarówno fleksyjnie jak i fonetycznie.

Ruś została założona najpóźniej w południowej części komornictwa olsztyńskiego, na polu Bertynga, które obejmowało historyczną parafię bartąską. Komornictwo olsztyńskie wraz z fromborskim i pieniężnieńskim czyli melzackim podlegało Kapitule, a siedem pozostałych komornictw, jak wiadomo, należało do biskupa warmińskiego. W swoich komornictwach Kapituła sprawowała władzę duchową i administracyjną.

Najwcześniej w tym rejonie został założony Bartążek (1335), nazywany następnie pruskim Bartagiem, w odróżnieniu od obecnego Bartągu, którego historycy warmińscy określali jako niemiecki Bartąg (1345). Nieco na północ w 1342 roku Kapituła obrała na zasadżcę dzisiejszych Jarot Prusa Jomena. Poza tym do parafii bartąskiej należało założone aktem z 29 grudnia 1348 roku na 30 włókach ma Jeziorem Wulping, Dorotowo (zasadżcą był Prus Doroth) oraz Tomaszkowo powstało z dwóch miejscowości Heiligensee i samego Tomaszkowa. Akt Kapituły nosił datę 22 lipca 1363 roku.

Oprócz tych wsi powstały trzy majątki szlacheckie: Gągławki, Kielary i Mojdy. Lokalizacja Gągławek jako majątku Kapituły na 10 włokach, nastąpiło w 1348 roku. Potem właścicielami majątku byli: w 1538 roku Jan von der Tappelbude, odpowiedzialny za gospodarkę rybną w olsztyńskim komornictwie, około 1619 roku majątek przejął Edward Gądłowski z Ornety, a po jego śmierci własność przeszła w ręce kapituły, następnie kupił ją Bogusław Domaradzki, od 1714 roku gospodarzył przez siedem lat olsztyński rajca Franciszek Domler, po nim zaś burmistrz Olsztyna Baltazar Geritz, a po jego śmierci wdowa Anna Barbara poślubiła Józefa Kalnassy, zapewne z rodziny księdza kanonika Joachima Kalnassy, będącego sekretarzem biskupa Ignacego Krasickiego. W podziemiach bartąskiego kościoła został pochowany dziadek kanonika, Anadrzej Michał Kalnassy, co potwierdza płyta w posadzce świątyni z napisem, ze był porucznikiempolskiego króla jegomości. Przez koligacje Gągławki przeszły następnie w ręce rodziny Grzymałów, a w XIX wieku były własnością kolejno rodzin Pannwitzów i Weitigów.

Kielary założono w 1361 roku na 10 włókach. Nad Jeziorem Prawszem gospodarzyli tu Milewscy. Od 1375 roku właścicielem był Jan Kielarski, stąd zapewne wzięła się nazwa jeziora i majątku. Potem kolejno majątek należał do Wawrzyńca Kolma, potem Grzywacza i w XIX wieku do rodziny Pannwitz i Niesand. Do majątku zawsze należała karczma w Zazdrości przy drodze do Butryn. W 1925 roku Kielary zostały włączone do Rusi.

Trzeci z kolei majątek Mojdy (12 włók) w 1534 roku był własnością rycerza Bertranda von Borck z Olsztyna, w 1625 roku gospodarzył tam Jan Gąsiorowski, a po wojnach szwedzkich 1655-1660 należał do rodziny Bojaneckich.

Wszystkie te wsie zostały w poważnym stopniu zniszczone podczas wojen polsko-krzyżackich w XV i XVI wieku. Z tego powodu chłopi opuszczali wsie i przenosili się gdzieindziej. Zasiedlał je więc ponownie jako administrator komornictwa w Olsztynie w latach 1516-1519 i 1520-1521 sam Mikołaj Kopernik. Z opublikowanych lokacji łanów opuszczonych wiemy, że przebywał dwukrotnie w Bartągu (26 II 1517) i 14 III 1518), w Tomaszkowie (4 V 1518) oraz w Jarotach (31 V 1921). Wielki astronom nadawał ziemię i wyznaczał powinności, jakie z tego tytułu zobowiązani byli wypełnić obdarowani. Często te powinności dokonywał w obecności miejscowych kapłanów i sołtysów.

2

Ruś była nieco inną wsią od pozostałych w parafii. Tu zawsze wykorzystywano wartki bieg rzeki. W przeszłości istniały tu młyny zbożowe, tartaki, olejarnie i wytwórnie żelaza i miedzi. Gospodarczo wieś znaczyła w przeszłości znacznie więcej niż teraz. Poza rolnikami mieszkali tu przecież bartnicy, rybacy i młynarze. Od założenia wsi znajdowało się tu kilka młynów. W 1444 roku młyn zbożowy z dwoma i pół włókami kupił od Kapituły Jan z Prossen. Następnie, o czym mowa w dokumencie z 1523 roku, młyn znów stał się dominalny. Aktem z 23 VI 1529 roku wytwórnie żelaza czyli hutę, wydzierżawiono olsztyńskiemu mieszczaninowi Marcinowi Schmitowi. W 1614 roku Kapituła pozwoliła młynarzowi na używanie kamienia spoza Warmii. Od 1594 roku hutę żelaza (Eisenwerk) dzierżawił kowal Marcin Schimmelpfenig. Oprócz tego był tu też tartak także poruszany wodą. W 1661 roku Kapituła sprzedała tartak z 3 włókami młynarzowi Andrzejowi Hermanowi ze Zielonego Młyna (Grünmühle kolo Gryźlin, (wieś ta nie istnieje), który znacznie zmodernizował urządzenia. W 1685 roku jednym z właścicieli młyna był Jakub Sobieski. Następnie młyny zbożowe znajdowały się w posiadaniu Wawrzyńca Beuta, Mateusza Biendary i Jana Pedrikowskiego. Nazwisko ostatniego wymienił w swojej pracy Wojciech Kętrzyński. W 1695 roku właścicielem tartaku był niejaki Poposa. Młyn Sójka, nazywany też Estrig, natomiast został po raz pierwszy odnotowany w dokumentach Kapituły już w XV wieku. W 1596 r. Kapituła Warmińska sprzedała młyn Tomaszowi Ciborzykowi.

Wieś leżała na trakcie prowadzącym z Olsztyna na południe w kierunku Płocka i Warszawy. Była przez to wielokrotnie pustoszona. Już podczas pierwszej wojny szwedzkiej w latach 1626-1630 zniszczony został młyn. Identycznie stało się w 1656 roku.

Młynarze stanowili grupę w gospodarce Kapituły dość znaczącą. Administratorzy komornictwa olsztyńskiego oddawali młyny w dzierżawę, ale wyznaczali dość wysokie z tego tytułu obciążenia. Musiał on w zamian za to dostarczać określoną ilość zboża , które otrzymywał w naturze za usługi od chłopów, utuczyć wieprze, dostarczyć wyznaczona ilość jaj i kur. Średnio młynarze zobowiązani byli do przekazywania mniej więcej dwóch trzecich całych dochodów., co ich często zniechęcało do dalszej dzierżawy. W sytuacjach krytycznych Kapituła wprowadzała zalecenia do korzystania z miejscowych młynów, ale oficjalnie na Warmii nie obowiązywał przymus mlewa. Ten nakaz został wprowadzony dopiero w 1776 roku przez rejencję w Królewcu. Odtąd do młyna w Rusi przypisani zostali rolnicy z dziewięciu wsi: Bartąga, Bartążka, Dorotowa, Gągławek, Jarot, Kielar, Linowa Szczęsnego i Zazdrości. Z kolei chłopi tradycyjnie uprawiali tu trójpolówkę, co przynosiło tu na piaszczystych gruntach mierne plony. Z tego zobowiązani byli jeszcze do przekazania powinności Kapitule, odrabiania szarwarku czyli różnych prac publicznych. Musiały one być dość absorbujące skoro w listopadzie 1633 roku pewien chłop z Rusi prosił Kapitułę o zwolnienie z szarwarku z powodu ślepoty żony. Administrator z Olsztyna za pewną opłatę przychylił się do prośby chłopa. Ludzie tu żyli skromnie. Często na przednówku ludziom brakowało pożywienia. Jak napisał we wspomnieniach Antoni Neumann w XIX wieku tylko część rolników posiadało dwa konie. Większość dorabiała pracą w hucie szkła w pobliskim Jełguniu, w lesie, przy regulacji Łyny. Rzeka była spławna od Jeziora Łańskiego. Swobodnie mogły nią płynąć tratwy o szerokości czterech metrów. Każda z nich była związana z 200 umocowanych pni o objetości 600 metrów kubicznych. W Rusi, gdzie znajdowały się młyny, wykoopano nawet drugie koryto rzeki. Część drewna, przeznaczonego do spławu, składowano w Jeziorze Kielarskim. Miało ono również połączenie z Łyną. W 1852 roku spławiono z Jeziora Kielarskiego 1530 psi. Znacznie więcej w następnych latach. W 1846 roku zbudowano drewniany most na Łynie.

Po likwidacji huty szkła w Jełguniu, co nastąpiło w połowie lat siedemdziesiątych XIX wieku, część zatrudnionych tam robotników zajęła się wyrębem lasu i flisactwem. Ruś uchodziła centralne miejsce spławiania Łyną drewna. Jak podał Edward Martuszewski jeszcze w latach 1871-1873 spławiono stąd 49 pni dębowych, 63 bukowych, 901 brzozowych, 6056 sosnowych oraz 9081 metrów sześciennych szczap i drągowizny. Potem te ilości znacznie wzrosły Drewno płynęło luzem i w tratwach do Olsztyna, miast osiadłych wzdłuż Łyny, nawet do Królewca. Opowiadał stary Penquitt, że jeszcze w latach trzydziestych ubiegłego wieku cała kompanią płynął na tratwie Łyną i Pregołą, holując pnie drzew aż do Królewca. Na tratwie mieli rowery, na których powracali z Królewca do Rusi po odstawieniu na statek drewna, aby po jakimś czasie znów przystąpić do kolejnego spływu.

Na początku XIX wieku kilka rodzin opuściło Ruś i osiedliło się w pobliskiej Nowej Wsi w większości zamieszkałej przez ludność ewangelicką. Do Rusi z kolei przybywali osadnicy z powiatu lidzbarskiego. Jednym z nich był pradziadek polskiego działacza narodowego Antoniego Neumanna (1901-1974). Nauczył się on języka polskiego i zakorzenił w miejscowe obyczaje.

4

Pracowity żywot mieszkańców Rusi burzyły wojny i klęski żywiołowe. Ponieważ wieś znajdowała się przy starym trakcie, prowadzącym z Olsztyna do Nidzicy i dalej do Warszawy więc splądrowali i następnie spalili dwukrotnie Szwedzi w 1656 roku i podczas wojny północnej. Różnego rodzaju rekwizycje przeprowadzały tu tez wojska napoleońskie. Chociaż nie znana jest liczba zmarłych mieszkańców Rusi podczas wielkiej epidemii dżumy w latach 1708-1711 to należy założyć, że „czarna śmierć” zebrała tu również żniwo. Na Warmii tamta zaraza pochłonęła 12 tysięcy ofiar. Przywoływana już wcześniej Anneliese Triller zamieściła w Ermländischer Hauskalender na 1957 rok opowiadanie o wybuchu dżumy w 1709 roku w niedalekich Kurkach, też leżących nad Łyną. Opowieść tę rzekomo zaczerpnęła od jedynego ocalałego od zarazy mieszkańca tej wsi Macieja Kuriata. Otóż do Kurek miało przybyć dwóch podróżnych. Uzyskali oni zgodę miejscowych na pozostawienie przyczepy swego powozu nad Jeziorem Łańskim. W przyczepie znajdował się znacznych rozmiarów kufer, który wzbudził zainteresowanie wiejskich wyrostków Jana Kuriata, Seweryna Przestępcy i Stefana Złodzieja. Mimo ostrzeżeń Kuriata dwaj pozostali przy pomocy dłuta i pilników otworzyli wieki szczelnie zamkniętego kufra. Znaleźli w nim zwłoki zadżumionej mieszczki, przybranej we wspaniałe odzienie i lśniące ozdoby. Osobnika o nazwisku Złodziej zraził zaduch rozkładającego się ciała i uciekł do wsi, a Przestępca ściągnął z trupa kobiety wartościową bransoletę, kosztowne pierścienie i drogi naszyjnik. Potem zamknął wieko kufra i udał się do domu. Następnego dnia postanowił przejęte kosztowności spieniężyć w Olsztynie. Popłynął zatem czółnem rzeką Łyna przez Ruś. Być może zatrzymał się też we wsi, ale o skutkach tamtej zarazy w Rusi nic nie wiadomo. W Olsztynie udał się do znajomej paserki, zamieszkałej na tyłach kościoła św. Jakuba. Jak pokazał jej zdobyty skarb nagle osłabł i rzucił się na łóżko. Na jego rozpalonej twarzy kobieta spostrzegła czarne plamy i zaczęła krzyczeć: Dżuma, czarna śmierć w mieście! Tak to zaraza zawitała do Olsztyna, a pochłonęła tutaj wiele ofiar, wśród nich także duchownych.

Epidemie cholery wybuchały potem na Warmii jeszcze w latach 1831, 1866, 1873, 1893. Żadna jednak nie może się równać z dżumą z 1709 roku. Po zarazach pozostały pamiątkowe krzyże przy drogach.

 

4

W XIX wieku w Rusi mieszkali Polacy i Niemcy. Zarówno w jednych jak i w drugich płynęła krew dawnych Prusów, pierwszych mieszkańców wsi w zakolu Łyny. Żyli tu zgodnie we wzajemnym poszanowaniu. Zakładali rodziny, z każdym rokiem powiększała się liczba mieszkańców. W 1817 roku zamieszkiwało tu 94 osób, w 1846 już 230, w 1871 – 562, w 1895 – 690, w 1925 – 768, w 1939 roku aż 870 osób. Ten przyrost mieszkańców zapewne łączył się z możliwością zatrudnienie przy wyrębie lasu. W 1861 roku, jak odnotował A. Grunenberg, z 407 mieszkańców wsi aż 360 posługiwało się na co dzień językiem polskim. Zamieszkiwało tu 391 katolików, 12 ewangelików i 4 Żydów. Około 1838 roku wzniesiono tu szkołę. O szkolnictwo w tym rejonie Warmii zabiegał bartąski proboszcz ks. Tomasz Gremm (1746-1810). Napisał kilkadziesiąt memoriałów do władz w Olsztynie, Królewcu, Berlinie, także do biskupa warmińskiego w Lidzbarku prosząc o pomoc w tej sprawie. Wszyscy chwalili troskę duchownego z Bartąga, ale z braku środków nie wsparli go materialnie. Sytuacja zmieniała się po wojnach napoleońskich, kiedy biskup Józef von Hohemzollern wspólnie z władzami rejencji założył pięć szkół we wsiach pod Bartągiem. Niewielu jednak mieszkańców umiało pisać. Kiedy w 1825 roku wystawiono nowy wymiar podatku, to większość właścicieli gospodarstw potwierdziła zgodę na naliczenie, zamiast podpisem, trzema krzyżykami.

W szkole nauczano po polsku i zgodnie z zarządzeniem Rejencji Królewieckiej z 22 maja 1822 roku osiem godzin tygodniowo języka niemieckiego, następnie liczbę godzin niemieckiego powiększono do dwunastu. Taki stan trwał do połowy 1873 roku. Tego roku 24 lipca naczelny prezes rejencji prowincji Prusy usunął język polski ze szkół także na południowej Warmii. Wywołało to, jak na tamte czasy dość szeroką akcję petycyjną. Warmińscy działacze wspomagani przez Polaków z Wielkopolski i Pomorza urządzali wiece i akcję zbierania podpisów pod petycją w sprawie przywrócenia języka polskiego do szkół. Zabiegi te bardziej skonsolidowały polskich Warmiaków, ale nie zmieniły zarządzenia władz pruskich. Ostatecznie w 1890 roku zaprzestano nauczania po polsku w miejscowej szkole. Dzieci posługujące się podczas przerwy tym językiem był karane. Do lżejszych kar należało napisanie ileś tam razy: Ich soll nicht Polnisch sprechen! Nie zmieniło to stosunku Warmiaków do dziedzictwa przodków. W dalszym ciągu posługiwali się językiem polskim, śpiewali polskie pieśni, w kościele słuchali polskich kazań. Udawali się też z łosierami czyli pielgrzymkami do Bartąga na kiermas czyli odpust Opatrzności Bożej, do Klewek na św. Rocha i do Gietrzwałdu 8 erześnia w Narodzenia Najświętszej Panny Marii. Tam mieszkańcy Rusi udawali się razem z wiernymi z Bartąga. Śpiewali nabożne pieśni i odmawiali różaniec. Jest prawie pewne, że jakaś część dorosłych mieszkańców Rusi należała do Bractwa Wstrzemięźliwości, założonego 20 IX 1856 roku w Olsztynie przez pochodzącego z pobliskiego Linowa ks. Walentego Tolsdorfa. Już w 1858 roku w parafii bartąskiej członkami do tego bractwa było aż 70 procent (czyli z 1500 osób aż 1048) dorosłych wiernych, którzy przystępowali do Sakramentu Komunii świętej. Większość z nich zobowiązała się na całe życie wstrzymać spożywać wszelkich palonych napojów, jako to gorzałki, araku, rumu, spirytusu, albo co się z tych to przygotowuje.

Trzy razy dziennie Maria Krause dzwoniąc przy kapliczce w Rusi przypominała o modlitwie. W maju przy kapliczce, tak jak w innych wsiach warmińskich, odmawiało litanię do Matki Bożej. Wielu mieszkańców Rusi było członkami założonego jeszcze w 1781 roku przez ks. Gremma Bractwa Opatrzności Bożej. Wśród miejscowych przewodników łosier wymienić trzeba zmarłego w 1923 roku kowala i bibliotekarza Jana Jagalskiego oraz Augusta Regelera. Dziadek tego ostatniego jako leśnik przybył do Rusi w połowie XIX wieku. Był Niemcem i ewangelikiem, ale ożenił się z Warmianką i odtąd przyjął katolicyzm. Jego dzieci słabo mówili już po niemiecku. Z przystępujących w 1880 roku 2260 wiernych w okresie Wielkanocy do spowiedzi w parafii, jak zanotował Paweł Turowski, tylko 105 swobodnie posługiwało się językiem niemieckim, język ten rozumiało 170, a wiekszość mówiła wyłącznie po polsku.

Zanim w 1877 roku Matka Boża objawiła się dwom dziewczynkom w Gietrzwałdzie mieszkańcy Rusi pielgrzymowali do Łąk Bratiańskich pod Nowym Miastem. Fakt ten potwierdza zapis pieśni do Matki Boskiej Łąkowskiej w ludowej kantyczce, pochodzącej z Rusi. Tutaj w Rusi w sposób szczególny dbano o zachowanie warmińskich obyczajów, wpisanych w kalendarz obrzędów Kościoła Katolickiego. Aż trzy pokolenia z rodziny Jagalskich z Rusi przewodzili w śpiewaniu godzinek w bartąskim kościele. W tradycji ludowej bogato i różnorodnie obchodzone były Święta Bożego Narodzenia. O zmroku w Wigilię do zagród, zwłaszcza większych gospodarzy, przybywali kolędnicy, na Warmii nazywani sługami. Centralne miejsce w orszaku sług zajmował szemel. Była to postać niby zrośnięta z koniem, a przez przypominająca krakowskiego lajkonika tyle, że pokryta białym płótnem. Łeb konia z drewna, obciągnięty skorą był osadzony na kadłubie, pod spodem wystawiały ludzkie nogi, a więc koń zrośnięty z jeźdźcem. Pozostali kolędnicy też byli ubrani w białe płachty. Podskokom szemla towarzyszyło strzelanie z bata, zakończonego skórą węgorza. Pomiędzy kolędnikami znajdowała się też baba z koszem, do którego zbierano dary i pieniądze. Przestrzegano tu też zakazów, obowiązujących w dwunastki, trwających od Wigilii do Trzech Króli, kiedy nie wykonywano większych prac w gospodarstwie, a czas spędzano na rozmowach, w gronie znajomych i śpiewach. Wierzono, że każdy dzień z tych dwunastu wyznaczał pogodę kolejnych miesięcy następującego roku. Przechowywano też wróżby z okresu Nowego Roku zbliżone do andrzejkowych na innych ziemiach Polski. Anna Szyfer w swojej książce Zwyczaje, obrzędy i wierzenia Mazurów i Warmiaków zamieściła kilka fotografii, przedstawiających kolędników w Rusi. Pochodzą one z okresu po 1945 roku, co potwierdzało dbałość o zachowanie tradycji. W Wielkim Poście zawsze powstrzymywano się tu, tak jak na całej Warmii, od pokarmów mięsnych, a w poniedziałek wielkanocny znane było smaganie.

Z pewnością w miejscowej karczmie występowała kapela ludowa braci Mannsów z pobliskiego Jełgunia. Na weselach były wykonywane piosenki jak ta, którą nauczyciel Jan Bury zaśpiewał Wojciechowi Kętrzyńskiemu, a ten zapisał słowa i przekazał teksty samemu Oskarowi Kolbergowi, który zamieścił je w tomie „Mazury Pruskie”. Pieśń weselna rozpoczyna się od słów:

Siadaj, nie gadaj, śliczne kochanie,

Nie pomoże płacz i narzekanie.

Narzekanie nie pomoże,

Cztery konie stoją w wozie,

Me śliczne kochanie!

Jeszcze bym nieraz siadała,

Bom jeszcze nie wydziękowała.

Dziękuję ci, moja matko,

Chowałaś mnie bardzo gładko,

A teraz nie będziesz,

Bo mnie już pozbędziesz.

W kolejnych zwrotkach panna młoda dziękuje ojcu, siostrze, bratu, ciotce, progom, dylom, ławom i zwierciadłu.

Druga ballada to o Kasi, co dała się namówić Jaśkowi do opuszczenia domu rodzinnego i prawie zginęła w jeziorze. Kończą ją zwrotki:

A widziecież, panny,

I wy, młode panie,

Jak to jest, jak to jest

Z Jaśkiem wędrowanie.

Widziecież wy, męże,

I wy też, mężatki,

Jak to jest, jak to jest

Od ojca i matki.

Śpiewano w Rusi zapewne też żartobliwą Pieśń o młynarzach, zanotowaną przez Augustyna Steffena:

Nikomu tak jek munarzom,

Bo na słońko nie wyłażó

Tyle siedzó sobzie w chłodzie

Rozkazujó swoji wodzie.

Wódko, wódko, róbże sama,

Na munarka i na pana,

Wódko, wódko, róbże w nocy

Na munarka i na dzieci.

5

 

Od 1892 roku w Rusi znajdowała się polska biblioteka. Kolektorem Towarzystwa Czytelni Ludowych czyli łącznikiem pomiędzy centralą bibliotek na Warmii a innymi bibliotekami był mistrz kowalski Jan Hypel, jago synowie pisali następnie swoje nazwisko Hippel. Przed samym plebiscytem w 1920 roku biblioteka znajdowała się u Jatzkowskich. Z kolei w latach 1933-1939 biblioteke prowadziła urodzona 18 X 1912 roku Marta Jatzkowska, dobrze przygotowana do tej pracy , bo dwukrotnie brała udział w specjalnych kursach, urządzonych w Olsztynie. Znajdowało się w 87 tomów, ale co jakiś czas dokonywano wymiany książek z innymi bibliotekami.

Czytano w Rusi Gazetę Olsztyńską i inne pisma polskie wydawane na Pomorzu i w Wielkopolsce. Dzięki agitacji polskiego pisma tu w parafii bartąskiej polski kandydat w wyborach do sejmu pruskiego uzyskiwał większość. Tak było w wyborach w 1890 roku kiedy Franciszek Szczepański uzyskał Bartągu 52 głosy, a reprezentant Partii Centrum Justus Rarkowski 21 głosów, w Dorotowie Szczepański miał przewagę 26 głosów, a w Tomaszkowie aż 55 głosów. Z kolei w 1911 roku podczas rozprawy sądowej przeciwko redaktorowi Gazety Władysławowi Pieniężnemu świadkami byli: jeden z Jatzkowskich z Rusi i Mieczysław Kupczyk z Bartąga. Potwierdzili oni to, co napisał redaktor w Gazecie, o proboszczu bartąskim ks. Józefie Kiszporskim, że z ambony „rozpoczął naukę o szaleńcach, o Polakach, o burzycielach, ze my krzyczymy aby żadnych kazań i nabożeństw niemieckich nie było. Dalej powiedział, iż nie dziw, ze prosty lud słucha takich burzycieli i redaktorów, ale co gorsze, że i księża się znaleźli i ludowi pomagają”. Dotyczyło to księdza Walentego Barczewskiego, który po raz pierwszy zdecydował się kandydować na posła do sejmu pruskiego z listy polskiej. Ksiądz Kiszporski zaskarżył redaktora Gazety Olsztyńskiej za rzekomą obrazę i proces przed sądem niemieckim wygrał. Sąd nie dał wiary świadkom i skazał Pieniężnego na karę grzywny w wysokości 100 marek i opłacenie kosztów procesu oraz ogłoszenie wyroku w Allensteiner Zeitung i Gazecie Olsztyńskiej. Przed sądem niemieckim Polacy zawsze stali na straconej pozycji.

Podczas pierwszej wojny kilkunastu mieszkańców opuściło wieś. Ukrywali się niedaleko, aby po kilku dniach powrócić do swoich domostw. Na ogół Rosjanie zachowywali się poprawnie. Niedaleko pod Olsztynkiem toczyły się walki, później nazywane przez Niemców bitwą pod Tannenbergiem, w których armia rosyjska poniosła klęskę. W nieznanych okolicznościach zesłano do pracy na wschodzie kilkunastu Warmiaków, w tym urodzonego 23 I 1884 roku Franciszka Dziwulskiego z Rusi, który powrócił dopiero do domu w 1928 roku i uchodził w okolicy za sprawnego kamieniarza w okolicy. Chociaż dobrze posługiwał się językiem rosyjskim zginął 24 marca 1945 roku. Jego nazwisko zostało umieszczone na tablicy w kościele bartąskim wśród innych mieszkańców parafii, którzy oddali życie w drugiej wojnie światowej.

6

Miesiące poprzedzające plebiscyty w 1920 roku wywołały również antagonizmy polsko-niemieckie na południowej Warmii. W założeniu ludność w akcie głosowania miała wypowiedzieć się: czy chce aby te ziemie pozostały pod administracja niemiecką, a więc należało głos oddać za Prusami Wschodnimi lub ubiegać się o przyłączenie południowej Warmii, a właściwie 11 powiatów południowych Prus Wschodnich do Polski. Niemcy mogli podjąć przygotowania do plebiscytu jeszcze przed przybyciem przedstawicieli Komisii Międzysojuszniczej i dobrze ten czas wykorzystali. Założyli Ermland und Masurenbund, zobowiązując członkom do oddania głosu za Prusami Wschodnimi . Bezpośrednio po zakończeniu wojny tworzono różnego rodzaju organizacje kombatanckie. Także w Rusi ustanowiono pomnik poległych mieszkańców wsi w działaniach zbrojnych. Działania miejscowych uzyskały wsparcie z całych Niemiec. Ponieważ w głosowaniu 11 lipca 1920 roku mogli uczestniczyć Warmiacy tu urodzeni, którzy od wielu lat przebywali w Westfalii i Nadrenii, to im zwracano koszty przejazdu na ziemię urodzenia. W Rusi głosowało wiec wielu byłych mieszkańców nieistniejącej już wsi Jełgun oraz robotników tamtej huty szkła.

Większość polskich działań o charakterze kulturalnym była tłumiona przez niemieckie organizacje i panujący tu terror. Z mieszkańców Rusi w sposób dość aktywny włączył się po stronie polskiej Antoni Neumann. Należał on do Towarzystwa Sokół i był związany z Komitetem Plebiscytowym. W niedawno przypomniał w wydanych wspomnieniach Paweł Turowski z Tomaszkowa, który w końcu czerwca 1920 roku udawał się ze zbożem do młyna w Sojce, osobliwy incydent z tamtego czasu w Rusi: We wsi urządzono dla poległych w Rusi urządzono przyjęcie dla ratowników (tzn. przybyłych z zachodu dawnych mieszkańców- przyp. J. Ch.) Olbrzymia masa Heimatdienstu czekała na rozpoczęcie tego festynu. Przejeżdżający z wielka furą siana działacz Antoni Neuman umyślnie zahaczył o szereg drzewek dekoracyjnych i przy tym przewrócił bramę triumfalną. Niemcy doskoczyli do koni, żeby odciągnąć furmankę od szpaleru drzewek. Spłoszone konie odskoczyły w bok i cała fura wywróciła się na plac uroczystości.

Polacy organizowali też wiece i gromadne spotkania. W 1919 roku zamierzano nawet tu otworzyć polską szkołę, bo na ogólna liczbę 193 dzieci we wsi, rodzice aż 165 zadeklarowało, że chcą aby dzieci uczęszczały do polskiej szkoły. Do tego jednak nie doszło. Utworzono tu też Towarzystwo Ludowe, którego reprezentanci brali udział w uroczystym zjeździe w Olsztynie. Potem niemieckie organizacje wzmogły przeciwdziałanie. Organizowano tu majówki i demonstracyjne pochody. W Rusi za Polska oddano 37 głosów, a za Prusami Wschodnimi aż 387. Oznaczało to, że większość mieszkańców pragnęła aby Ruś nadal znajdowała się pod administracją niemiecka.

7

Lata międzywojnia przyniosły do Rusi dalszy postęp cywilizacyjny. Znaczny udział w tym miała szkoła, tworzone tu niemieckie towarzystwa i instytucje, doprowadzono do założenia Ochotniczej Straży Pożarnej. Wzniesiono również remizę strażacka. Powstała także na miejscu filia urzędu leśnego. Nadzwyczajną aktywność wykazywał sołtys tej wsi, Leon Nowak, nazywany po 1933 rokiem Bürgermeistrem po polsku burmistrzem..Powoli zaczęły też zanikać drewniane chaty pokryte słomą. Na ich miejsce wznoszone zostały murowane. Rolników wspomagały niemieckie banki i instytucje gospodarcze. Coraz więcej ludzi osiedlało się we wsi na skraju lasu. Znajdowali tu pracę w lesie. Jeszcze na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, zajmujący się opisywaniem budownictwa drewnianego na Warmii i Mazurach dr Franciszek A. Klonowski , omawiając oryginalne deskowanie szczytów chałup, wskazał na szczyt chaty nr 8, stanowiącej własność Moniki Hinzmann, omówił też drewniane chałupy ozdobione t.zw. śparogiem w Rusi oraz na przykładzie chałupy Jerzego Knoblocha opisał rozplanowanie wnętrza wiejskiej chaty, oznaczonej nr 58 z podziałem trójdzielnym i półtorasektorowym.

Pierwszy budynek szkolny w Rusi był drewniany. Składał się z izby lekcyjnej i mieszkania nauczyciela. Z czasem szkoła została powiększona o jeszcze jedną izbę. W 1867 roku postawiono we wsi murowany budynek szkolny. W 1874 roku nauczycielem w Rusi był Gracki, a zajęcia z zakresu robótek ręcznych dla dziewcząt prowadziła jego siostra Matylda. Była ona jedną z nielicznych kobiet, nauczających w szkole. W dalszym ciągu była to jednak szkoła składająca się z dwóch izb. Stąd na początku XX wieku władze szkolne zdecydowały się wynająć trzecie pomieszczenie, należące do rodziny Kirstienów w Kielarach. W latach 1906-1907 dobudowano piętro, następnie zmieniono wejście do budynku, boisko szkolne zostało ogrodzone. W tym czasie w tej szkole nauczał Thiel, który podpisał świadectwo ukończenia szkoły Antoniemu Neumannowi. Dalsze zmiany nastąpiły po 1920 roku kiedy kierownictwo szkoły objął Otto Stoll, m. in. dobudował on werandę i założył ogródek szkolny.

Z końcem lat dwudziestych szkoła w Rusi stała się czteroklasowa. Była to jedyna wiejska szkoła o takich profilu w powiecie olsztyńskim. Nawet takie wsie jak Gietrzwałd, Bartąg, Stawiguda, Gutkowo, Lamkowo miały tylko trzyklasowe szkoły. Być może stało się z tego powodu, ze do tej szkoły uczęszczały dzieci z Kielarów i Muchorowa, zresztą włączonych administracyjnie do Rusi. Przed 1945 rokiem pobierało tu naukę 220 dziewcząt i chłopców. Poza Stollem nauczali w tej szkole nauczali Alojzy Raabe, Józef Krause i Klara Wiechert. W 1930 roku w wydzierżawionym pomieszczeniu otwarto we wsi pod auspicjami Vaterländischen Frauenverein przedszkole. Uczęszczało do niego aż 65 dzieci. Jak w większości wsiach na Warmii w latach międzywojnia, także nauczyciele w Rusi przewodzili różnych inicjatywom. Dzięki staraniom Otto Stolla jeszcze w 1936 roku na udostępnionym przez leśnictwo skrawku, z którego trzeba było najpierw usunąć drzewa, urządzono boisko sportowe. Zbudowano tam również szatnię. Budowa wiejskiego stadionu połączyła mieszkańców wsi. Po roku przystąpiono do urządzenia w Rusi strzelnicy z sześcioma stanowiskami. W tym czasie młodzież garnęła się do sportu. W Rusi istniały aż cztery drużyny piłkarskie, a podstawowa drużyna nosiła nazwę Wacker (Naprzód). Poziom gry poszczególnych drużyn wzrastał z każdym rokiem. W parafii bartąskiej zespół z Rusi łatwo wygrywał mecze z Jarotami, o czym wspominał Rudolf Daniel.

Mimo przegranej w plebiscycie Polacy pozostali w Rusi. Do Polski wyjechał tylko Antoni Neumann, któremu niemieccy bojówkarze zagrozili śmiercią. Inni nie opuścili swoich gospodarstw. Już w pierwszych wyborach do Sejmu Prowincjonalnego w Królewcu 22 lutego 1921 roku oddano w Rusi na reprezentanta ruchu polskiego księdza Walentego Barczewskiego 51 głosów czyli o 14 więcej niż za Polską w niedawnym plebiscycie, a za kandydatem Partii Centrum 273 głosów. Na miejscu utworzono też koło Towarzystwa Młodzieży. Przewodniczył mu Franciszek Jatzkowski. Zrzeszało ono 15 osób. Brali oni udział w zjazdach Związku Towarzystw Młodzieży w Prusach Wschodnich, które odbywały się w Olsztynie. Abonowano tu też organ towarzystwa, jakim było do 1930 roku Życie Młodzieży. Członkami Związku Polaków w Niemczech natomiast w 1930 roku było 16 mieszkańców Rusi, a mianowicie: Maria Jatzkowska (ur. 1876), Franciszek Jatzkowski (ur.1906), Franciszek Lorentzkowski, Krystyna Malaszewska, Józef Malaszewski, Józef Malewski, Agata Neumann (ur.1911), Andrzej Neumann (1900), Antoni Neumann (1872), Jan Neumann (ur.1910), Matylda Neumann (ur. 1866), Piotr Neumann (ur.1864), Rudolf Neumann (ur.1906), Adolf Skowasz, szewc Franciszek Skowasz (ur.1877) (ich synowie pisali się następnie Skowasch), Antoni Weissman (ur.1892). Z usług polskiego Banku Ludowego w Olsztynie korzystali August Schilligk i znany nam już Franciszek Jatzkowski. Obaj mieli gospodarstwa powyżej 15 hektarów. Z kolei z polską Rolniczo-Handlową Spółdzielnią Rolnik w Olsztynie współpracowali trzej rolnicy z Rusi: Antoni Baczewski, August Lorkowski i Józef Lanukau. Dostarczali do Olsztyna zboże i ziemniaki, a na dogodnych warunkach zaopatrywali się w węgiel, nawozy sztuczne i maszyny. Co pewien czas brali też udział w organizowanych przez Leona Włodarczaka w Olsztynie szkoleniu rolniczym.

Urodzony w Jarotach Herbert Monkowski wydrukował w sierpniowym numerze Jomen-Post z 1998 roku, drukowany w niemieckim Meinerzhagen, niepełną listę mieszkańców Rusi, sporządzoną przez sołtysa Leona Rucha w 1925 roku. Z 626 nazwisk zabrakło pierwszych 203. Na liście, zapewne przydatnej do celów podatkowych, znalazły się nazwiska m. in. nazwiska: Bzdurków, Grafów, Gapowskich, Gedigów, Stumeitów, Galbarschów, Laskowskich, Hinzmanów, Heinigków, Dziwulskich, Hipplów, Jagalskich, Kirsteinów, Schulzów, Regelerów, Chojetzkich, Malcherów, Kuttritzów, Kollatzów, , Jekoschów, Kwaśniewskich, Krausów, Kensbocków, Meików, Lischewskich, Sowów, Leszczinskich, Pakuschów, Poetschów,Witzlerów, Moritzów, Malcherów, Lorkowskich, Liebeskindów, Ritterów, Rogatzkich, Kokoschów.

Listę przechował Leon Nowak w Gelsenkirchen, który, jak wiadomo, przejął po Rusze w 1930 roku urząd sołtysa w Rusi, został przez Rosjan w 1945 roku wywieziony w głąb Rosji, szczęśliwie przeżył tułaczkę i gospodarował w Rusi, nie tak jak Rucha. Był on od swego imiennika Nowaka zaledwie straszy o dwa lata, urodził się 29 II 1897 roku, ale nie przeżył ciężkich warunków pracy i życia na wschodzie. Zmarł w nieznanych okolicznościach w obozie pracy w Rosji jak inni mieszkańcy Rusi: 21-letnia Hildegarda Ritter w Kopejsku pod Czelabińskiem, 17-letni Konrad Schulz, 45-letni Jan Steppuhn, 72-letni Friedrich Wohlgemuth, którego wraz z córka Minną aresztowali funkcjonariusze NKWD, a potem w bydlęcych wagonach niekiedy przez cztery tygodnie bez ciepłej strawy, wieźli transportem na wschód. Do pracy w głąb Rosji w lutym, marcu i kwietniu 1945 roku deportowanych zostało wielu mieszkańców Jarot, Bartąga, Dorotowa, Tomaszkowa, Gągławek i Maud. Tylko nieliczni wytrzymali trudy transportu, ciężkiej pracy przy głodowych racjach żywnościowych, warunki życia daleko odbiegające od normalności, epidemie chorób zakaźnych.

Już początek 1945 roku przyniósł mieszkańcom Rusi nadzwyczaj dramatyczne przeżycia. Dotąd odczuwali oni wojnę tylko przez ograniczenia w zakupie artykułów żywnościowych, co jakiś czas podawanych informacjach o tym, że ktoś z młodych mężczyzn zginął na froncie za Hitlera i Vaterland bądź przybyłych tu dzieci z miast zachodnich Niemiec, objętych nalotami aliantów, albo w jesieni 1944 roku przygnanych uciekinierów spod Gołdapi, Olecka i Ełku, gdzie już blisko były rosyjskie wojska. Teraz dochodził tu front i to najgorsze miało się zacząć. Najpierw władze hitlerowskie nie wydały zezwoleń na spokojne opuszczenie wsi, a kiedy odgłosy armat rozlegały się już w pobliżu nagle naznaczono tak jak innych wiosek, ewakuację Rusi. Odbywała się się ona przy niedowładzie organizacyjnym, zatłoczonymi przez Wehrmacht szosami, przy nalotach sowieckich samolotów, w mroźnej aurze. Mieszkańcy Rusi uciekali furmankami na północ pod Zalew Wiślany, bo na zachód droga została odcięta. Po ofensywie styczniowej Rosjan Prusy Wschodnie zostały bardzo szybko okrążone. Dlatego stąd można się było wydostać przez Piławę lub Gdańsk drogą morską. Na to wszyscy liczyli. Do ucieczki przed zetknięciem się z żołnierzami rosyjskimi skłaniały też celowo upowszechniane hiobowe wieści o bestialskich mordach w Nemmersdorf. Prusy Wschodnie były wszak pierwszym skrawkiem zdobytej ziemi pod administracja niemiecką, gdzie czerwonoarmiści mieli brać odwet za zbrodnie Niemców na Białorusi, Ukrainie i Rosji. Prości żołnierze byli nawet do tego zachęcani przez dowództwo. Przez po wkroczeniu Rosjan pozostali tu kobiety, dzieci i starcy spotkały grabieże, gwałty i rozstrzeliwania. Jedną z pierwszych ofiar był długoletni proboszcz bartąski Otto Langkau (1871-1945). Pozbawieni życia zostało wiele innych. Ich nazwiska umieszczono na tablicy ofiar II wojny światowej w kościele bartąskim. Danina krwi tej parafii czasie ostatniej wojny była wielka.

8

Niedawna przeszłość Rusi ujęła w sposób nadzwyczaj osobliwy Petra Reski w książce Ein Land so weit (Oddalony kraj), wydanej w 2002 roku w oficynie Ullestein w Monachium. Przodkowie autorki wywodzą się z Rusi. Tam urodzili się jej ojciec Heinrich, dziadkowie Alojzy Reski i Anna z Gapowskich. Są to prawdziwe nazwiska do 1945 roku zamieszkałych w Rusi. Petra przyszła na świat w 1958 roku na zachodzie w Zagłębiu Ruhry. Wyrastała atmosferze spotkań, na których przywoływano wspomnienia z lat spędzonych w dolinie Łyny. Matka była rodowitą Ślązaczką, ale po śmierci ojca Petry w 1960 roku zadbała aby jej córka nie zerwała kontaktów z rodziną wywodzącą się spod Olsztyna. W każdą niedzielę dziewczyna odwiedzała dom dziadków i przysłuchiwała się prowadzonym rozmowom tam zgromadzonych ludzi z Prus Wschodnich. Skrzętnie notowała w pamięci opowieści dziadka i babci, aby je skonfrontować mniej więcej po 40 latach na miejscu w Rusi, gdzie wśród obecnych mieszkańców spotkała ludzi, którzy znali jej przodków. W zasadzie rozmówczyniami były trzy kobiety Brigitte Jekosch, Anna Leszinska i 90-letnią Hedwig Piątek, rzeczywiście nosząca nazwisko Bzdurek. Liszinska z książki to faktycznie Anna Mościan z domu Szczepański. Porównanie wypadło nadzwyczaj interesująco. Dzięki temu Petra poznała wiele szczegółów z życia rodziny, odsłoniła sens tylko lakonicznie wypowiedzianych zdań w rozmowie, kiedy jeszcze była dzieckiem. Była świadoma, że wywodzi się z rodziny, w której polskość z niemieckością cudownie się pomieszała, ale Hedwig Piątek pamiętająca jeszcze plebiscyt w 1920 roku przypomniała, że jej prababka Elżbieta Chojecka oddała głos za polską. Tutaj w Rusi dowiedziała się, że jej ojciec urodził się rok przed ślubem dziadków. Alojzy Reski urodzony w Jarotach, wywodził się wszak z rodziny gospodarzy, a Gapowski był zaledwie robotnikiem, zatrudnionym w Lasach Ramuckich. Alojzy wzbraniał się przed pójściem z Anna do ołtarza. Ostatecznie 22 maja 1934 roku zdecydował się na ślub. Wreszcie Petra poznała historię brata dziadka, Antoniego Reskiego z Bartąga, który w 1933 roku zmienił nazwisko na Reder, bo Rewski brzmiało mu zbyt z polska, był członkiem NSDAP i specjalistą od spraw rolnictwa w gminie. Do jego obowiązków należało też każdorazowe powiadamianie tu w Rusi o poległych za Hitlera i Vaterland oraz wydawanie zezwoleń na ubicie wieprzaka. Jak takiego zaświadczenia potrzebował Alojzy, to często zarżnięty wieprzak miał dwa ogony. Kilkunastoletnia Petra nie mogło zrozumieć tego skrótu myślowego, opowiedzianego wiele razy tam zachodzie i dziwiła się kiedy wszyscy w trakcie opowieści wybuchali śmiechem. Sens tego opowiadania wytłumaczyła jej w Rusi stara Bzdurka. Otóż dziadek mając zezwolenie na zabicie jednego prosiaka, faktycznie zaszlachtował dwie sztuki. W 1945 roku Reder został przez Rosjan zastrzelony.

Petra poruszała się po dzisiejszej Rusi dość swobodnie. Mieszkając u Brigitti Stephun, która w książce nosi nazwisko Jekosch i zajmuje się z mężem Leonem budynek dawnej karczmy Kwaśniewskiego, odwiedzała Jaroty i Bartąg, brała udział we Mszy świetej w bartąskim kościele, ze starą Hedwig zjadła obiad w restauracji „U Leszka” i oddzielnie była na bartąskim cmentarzu. Szukała tam grobów Reskich i Gapowskich. Do współczesnych mieszkańców wsi odnosiła się sympatią. Najwięcej miejsca poświęciła tym w swoim sposobie bycia odwołującym się do przeszłości. .

Petra Reski zdaje się być bezstronna kiedy 90-letniej Piatkowej nakazała wypowiedzieć takie zdania: Tutaj byliśmy wciąż wschodnioprusakami. Jak przyszła Polska to nakazano nam przyjąć polskie obywatelstwo. Podpisaliśmy papiery aby tu pozostać. Rosjanie nam tego odradzali. My podpisaliśmy, jednak nadal rozmawialiśmy między sobą po niemiecku, ale też po polsku. Teraz też rozmawiamy po polsku i niemiecku.(...). Naturalnie po wojnie Polacy nie chcieli aby tu po niemiecku mówiono, tak samo zresztą jak Niemcy przed wojną zakazali posługiwać się tu językiem polskim Raz jedna to druga mowa była tu zabroniona. Piatkowa ze swoimi dziadkami i matką rozmawiała jeszcze po polsku. Tymczasem z rodzeństwem, które później przyszło na świat już po niemiecku. Po wygranym w 1920 roku przez Niemcy plebiscycie w południowych częściach Prus Wschodnie, wtedy 10-letnia Piątkowa rozmawiała z matką już po niemiecku, ale z babcią tylko po polsku. Zdania te trafnie oddają sytuację językową na południowej Warmii, Pokazują procesy rugowania języka polskiego i próby jego upowszechniania w pierwszych lata po zakończeniu drugiej wojny światowej.

Zabrakło może w tej książce wyraźnego potwierdzenia religijności mieszkańców południowej Warmii. W przeszłości wielu z nich, jak napisałem, należało do bractw przykościelnych i swoje postępowanie ściśle wiązali z nakazami kościelnymi. Od tego wszystkiego odstaje nieco areligijny Alojzy Reski chyba dlatego aby podkreślić jego przekorę i próżność. Zbyt powierzchownie mimo wszystko ukazane zostały też przeżycia wybranych mieszkańców Rusi po wkroczeniu żołnierzy Armii Czerwonej. Także i stąd przecież zostali deportowani do w głąb Rosji. Następnie grasowali tu szabrownicy. Autorka nie przytoczyła dramatycznego epizodu bodajże z lipca 1945 roku kiedy części mieszkańców Rusi, tak jak stali, nakazano opuścić domostwa i w krótkim czasie wszystkich umieszczono w transporcie, jaki miał udać na zachód, do Niemiec. Tymczasem o tym incydencie dowiedział się Pełnomocnik Rządu na Okręg Mazurski płk Jakub Prawin, który cofnął brutalny nakaz. Ludzie powrócili do wsi w dolinie Łyny, ale ich dobytek został w tym czasie już przez szabrowników zabrany. Takie były symptomy tamtych czasów.

9

W następnych latach Warmiacy już bez nakazów opuszczali wieś. Porzucali rodzinną Ruś i w poszukiwaniu łatwiejszego życia udawali się na zachód. Dręczyła ich przeciągająca bezradność władz w próbach zagospodarowania tej ziemi, braki stabilizacji i jednolitej polityki rolnej. Przy swojej pracowitości nie widzieli tu widoków na poprawę warunków życia. Wyjeżdżali z Rusi w różnych okresach, najpierw w latach bezpośrednio po zakończeniu działań wojennych, potem po 1957 roku, wreszcie w latach siedemdziesiątych. Nie wszystkim wydawano od razu zezwolenie. Niektórzy na paszport czekali latami. Na ich miejsce przybywali Polacy z Mazowsza, Wielkopolski, Pomorza, Małopolski i z polskich Kresów Wschodnich.. Znajdowali tu w dolinie Łyny dom kryty słomą tak, jak w dalekiej Wileńszczyźnie. Przywieźli ze sobą inna kulturę i tradycję. Część z nich jednak wtapiała się w południowo-warmińską obyczajowość także przecież polską. Zabiegali o to miejscowi nauczyciele, zwłaszcza Augustyna Wiewiórzanka, rodowita Warmiańka, wywodząca się z Bredynek. Znów jak w przeszłości w Wigilię Bożego Narodzenia po wsi chodzili słudzy z szemlem, a w drugi dzień Wielkanocy – dzieci po smaganiu. Zdarzały się małżeństwa mieszane. Stąd wywodzili się m. in. cieśla Otton Ritter, który udział w iodbudowie olsztyńskiego Starego Miasta, jego nazwisko zostało utrwalone na tablicy pamiątkowej w Olsztynie, dalej mistrz stolarski August Zerkorn, który wykonał dla bartąskiego kościoła kilka klęczników, a przed wyjazdem na zachód ofiarował wielki zegar wahadłowy, teraz znajdujący się w świątyni, Artysta Johannes Jatzkowski, który teraz w Niemczech, na pewno z nostalgii, utrwala na płótnie widoki z malowniczej Rusi. Ważna rolę w integrowaniu rodzimej ludności z tymi, którzy przybyli spełniał Kościół katolicki. Duszpasterzujący w Bartagu od 1958 roku ks. Edward Pietkiewicz inicjował wiele wspólnych prac w parafii, a pierwszy biskup olsztyński Tomasz Wilczyński zwracał się do przybyłych aby przestali być lotnymi ptakami, które nie budują gniazd. Zachęcał do trwałego zamieszkania, wiązania się z ziemią swego przeznaczenia. Nowi osadnicy, obok przedstawicieli rodzimej ludności, Brieskornów, Neumanów, Stepuhnów, Nowaków, Skowaszów stawali się ostoją Rusi. To oni przejęli z bogatej przeszłości to, co im może okazać się niezbędne w przyszłości.

Image

Gminny Ośrodek Kultury w Stawigudzie

ul. Leśna 2
11-034 Stawiguda

tel. (89) 615 09 60

kom. 509 757 294
e-mail: gok@stawiguda.pl

Zobacz też:

2021 © GOK Stawiguda / Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Realizacja: Agencja DM